Zgodnie z tradycją szkoły – co roku – odwiedzamy europejskie stolice. W tym roku uczniowie klasy 6 i gimnazjaliści mieli okazję poznać historię i architekturę Francji.
Trasa wycieczki wiodła przez Czechy, Niemcy (noclegi tranzytowe) do Strasburga (zwiedziliśmy miasto podczas rejsu rzeką), Metz i Reims (gotyckie katedry) aż do Verdun (podczas podróży w podziemiach cytadeli, dzięki technice medialnej, przenieśliśmy się w historię – do czasów wojen francusko-pruskich).
Paryż zachwycił nas wszystkich. Wersal i Luwr, osławiony przez artystów Montmartre i Sacre Coure, katedra Notre Dame, Saint Chapelle, Panteon (oddaliśmy hołd Napoleonowi), cmentarz Pere Lachaise, plac Pigalle i wreszcie Muzeum Orscy (dzieła impresjonistów), pozostawiły niezatarte wspomnienia.
Atrakcją była również wyprawa metrem do nowoczesnej (aczkolwiek mało lubianej przez mieszkańców) dzielnicy Paryża – La Defense. Niezapomnianym przeżyciem okazał się także wjazd na wieżę Eiffla. Atmosfera miasta skłoniła wielu z nas do marzeń o studiach na Sorbonie.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Brukseli, która – nawet w połowie – nie dorównuje bogactwu zabytków Paryża. Jednak musieliśmy zobaczyć fontannę ze słynną figurką Manneken-Pis. Taką wycieczkę możemy polecić wszystkim.
A tak wspomina wycieczkę nasza nauczycielka historii sztuki – Krystyna Bielecka:
Szkolna eskapada do Paryża trwała osiem dni od 2.05 – 1.06.07 r. Trasa wiodła przez Czechy (nocleg Pilzno) – Niemcy transit – następnie już zwiedzanie Strasburga, Metz – Verdun – Reims i wreszcie Paryż, gdzie spędziliśmy cztery dni. W drodze powrotnej rzut oka na Brukselę i pole bitwy pod Waterloo, potem już tylko transit via Holandia z noclegiem na terenie Niemiec w Hanowerze.
Może pokrótce w telegraficznym skrócie:
Nocleg w Pilznie – mieście, bądź co bądź, rozsławionym w Europie piwowarstwem. Tutaj zetknęliśmy się z rzeczywistością, która przerosła nasze oczekiwania – stan hotelu późny komunizm lata siedemdziesiąte (szafki z oberwanymi drzwiami, brud i nędza). Do Francji dojechaliśmy następnego dnia od strony Niemiec, wprost do alzackiego Strasburga, który podziwialiśmy wieczorem podczas rejsu rzeką Ill (cudowne wrażenia, przeurocze zetknięcie średniowiecza i baroku z nowoczesnością – udany mariaż dobrej architektury). Trzeci dzień naznaczony mocno historią i historią sztuki, bowiem na naszej drodze pojawiły się koronkowe arcydzieła gotyckich katedr w Metz (Lotaryngia) i Reims (Szampania). Tak piękne, że dech zapiera, dodatkowo okraszone dziełami rzeźbiarskimi z epoki powstania i migocące starymi i współczesnymi witrażami Marca Chagalla. Te trzy miasta ukazały nam jak pięknie można łączyć sztukę dawną z obecną. Po lekcji historii sztuki – lekcja historii. Verdun – wspaniały przykład ekspozycji wystawienniczo-scenograficznej urządzonej w podziemiach starej cytadeli. Historia ożyła. Staliśmy się świadkami scen z wojen francusko-pruskich: narady sztabowej, opatrywania ran, dochodziły do nas nawet odgłosy bitwy itp., a więc sceny z elementami horroru. Wykorzystano rewelacyjnie wszystkie możliwe techniki wystawiennicze i medialne. Taką lekcję historii młodzież będzie długo pamiętała.
I wreszcie wśród turystów, rokrocznie odwiedzających Paryż, znaleźliśmy się i my – nasza dość liczna sześćdziesięcioosobowa grupa. Spełniał się cel – osławiony, magiczny i ekscytujący. Najpiękniejsze miasto świata – Paryż przywitał nas niezbyt dobrą pogodą. Na pierwszy rzut oka szary, zapędzony, z mieszanką ras i kultur. Powoli się otwierał, zaczynaliśmy czuć ten niesamowity klimat. Kolorów coraz więcej, wyłaniające się perły obiektów zabytkowych oraz galerie kryjące najcenniejsze dzieła mistrzów. I właśnie od galerii zaczęliśmy – wielki Wersal – we wnętrzach nie wyczuliśmy odorów z epoki króla Słońce. Wszystko w największym porządku i porządkuje się nadal. W ogrodach odrobinę poflirtowaliśmy z delfinami fontannowymi, ale do intryg dworskich nie doszło. Natomiast przeogromne zbiory Luwru przebiegliśmy lotem błyskawicy i mamy jedynie blade pojęcie o zgromadzonych tu cudach sztuki. Ale tak to bywa na wycieczkach – spotkanie z dziełem sztuki musi odbywać się indywidualnie i koniecznie trzeba je poznawać, kontemplując solo. Drugi dzień w Paryżu z pełną uroku i kompetencji panią przewodnik, która wyjątkowo sprawnie „przenosiła” nas z obiektu na obiekt, z dzielnicy w dzielnicę. Było to zanurzenie się w średniowiecznych zabytkach wyspy Cite, szukanie śladów polskich na Wyspie św. Ludwika i nie tylko Mickiewicza, Chopina, Skłodowskiej. Oddaliśmy pokłon Napoleonowi, mając do niego więcej sympatii niż niektórzy Francuzi. Trochę swobody i oddechu dało nam późnopopołudniowe i wieczorne Montmartre, gdzie nareszcie mogliśmy pobuszować w sklepikach, butikach, cukierenkach, galeryjkach i zwyczajnie połazić – swobodnie – bo tu jakże mogłoby być inaczej, skoro to dzielnica wolnych artystów.
Najnowsze komentarze